W piątek o zachodzie przyglądałam się cieniom na ścianie. Palma rzucała cień ostry, drapieżny, groźny. Niestety, nie udało mi się tej drapieżności uchwycić. Trzeba się uzbroić w piórko i tusz, ołówek jest za łagodny.
Wczoraj B. zmywał naczynia, pochylony nad zlewem. Udało mi się uchwycić tylko zarys twarzy -odrobinę karykaturalnie, ale chyba ślad podobieństwa jest. Ci co znają, poznają:) Po lewej stronie starszy portret B. Jeśli akurat nie zmywa, B. jest albo rozgadany, albo zaczytany. W tej drugiej sytuacji łatwiej poddaje się mimesis...
Dziwny wirus uwięził mnie w gorączce na cały długi weekend. Teraz rozrabia dalej, więc następne rysunki i komentarze plus kocia galeryjka z dedykacją dla tajemniczych M. i P. (dla wtrajemniczonych: Marianki i Piny:-) - za dni parę. Chcesz złapać bakcyla - wstąp!